Na dysku od dłuższego czasu kwiczą foty z rowerowej majówki. Chwila, moment i będzie czerwiec, więc nie ma co przedłużać i rozprawić się z nią ostatecznie. Na początek kilka widoczków!
Podlasie krzyżami stoi. Kapliczek też jest masa. Nowe, stare, drewniane, metalowe, murowane. Od koloru do wyboru. Trochę trochę pluję sobie w twarz, że z roweru nie chciało mi się często schodzić. Robią wrażenie i co lepsze systematycznie są pielęgnowane. Lśniące wstążeczki, kwiatki w dzbanuszkach, odmalowane płotki to standard na wioskach. Nie bez przyczyny wschód nazywany jest ostoją polskiego katolicyzmu.
Tu dodatkowy plus za dobrą nazwę miejscowości :)
Musiałam wczuć się w klimat, bo nawet do fajnego kościoła na małą sesję foto wbiłam. To drewniane cudko znaleźć można w Mikaszówce, w środku Puszczy Augustowskiej.
Wschód Polski ma to do siebie, że takich drewnianych kościołów jest całkiem sporo. O wiele większe wrażenie wywarły na mnie małe wioski blisko granicy z Białorusią, w których zdażało się, że nie było ani jednego murowanej czy ceglanej chaty. Przez moment poczułam się jak na Syberii - na Olchonie lub w Arszanie :)
Street art z Podlasia. Tylko dla prawdziwych fanów Kajka i Kokosza.
W Suwałkach kończyliśmy naszego rowerowego tripa. Do miasta wjeżdżaliśmy prawdopodobnie od jego najmniej reprezentatywnej strony, bo przywitał nas teren górniczy i składowisko śmieci :) Od naszej zeszłorocznej wizyty centrum Suwałk nawiedziła spora rewolucja - Plac Marii Konopnickiej (rynek) zyskał nowoczesny stajl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz