24 września 2014

Tania Kopenhaga!

Piękna Skandynawia jest kierunkiem omijanym przeze mnie wyłącznie z jednego powodu. Cen. Jeśli dziennie mam wydać 3-4 razy więcej niż w PL, to jednak wolę pojechać gdzie indziej. Dopóki nie będę bogata, wizyty na północy będą raczej krótkie i dużą część rozrywek stanowić będą darmowe atrakcje. Rozwiązanie to testowałam w Danii. Co najważniejsze: da się! Trzeba jednak porzucić myśli o ciepłym jedzonku w knajpkach i zadowolić się pizza z hostelowego piekarnika :)

W Kopenhadze poleciłabym to, czego ja nie zrobiłam na czas czyli zarezerwować sobie rower w organizacji, która wypożycza rower praktycznie za darmo, w oparciu o dowolną i dobrowolną darowiznę, a potem śmigać tu i tam. Myślałam, że ilość jeżdżących rowerzystów mnie zaskoczy. Nie było ich jednak tak dużo, jak się spodziewałam. Mogę nawet zaryzykować, że w godzinach porannych w Poznaniu jest ich niewiele mniej. Fajnym widokiem były dla mnie ulice zawalone rowerami. I na pocieszenie polskich malkontentów - w Kopenhadze też brakuje parkingów rowerowych :) Rowery często pozostawione są samopas na ulicy, wyłącznie z zapiętą podkową lub zapięciem przechodzącym przez koło. Wiatr natomiast robi swoje i z każdym podmuchem na ziemii ląduje coraz więcej jednośladów.






Ciekawą, alternatywną opcją do roweru może być kajak! Spotkaliśmy kilka pokaźnych grupek pływających kajakami po kopenhaskich kanałach. Nie wiem ile taka opcja kosztuje, ale widząc uśmiechniętych kajakarzy sama miałam ochotę pozwiedzać miasto z poziomu morza.


Panowie poniżej wyglądali na zaprawionych w kajakowych bojach!


Zmiany warty przed pałacami królewskimi chyba zawsze skupiają turystów. W przeciwieństwie do imprezy pod Pałacem Buckingham, gdzie stratować próbowały mnie babcie, w Kopenhadze, na dziedzińcu Amelienborg (kompleks 4 pałaców królewskich), było całkiem miło i przyjemnie. Po zajęciu strategicznie dobrego miejsca, podziwianie żołnierzyków w czapach spadających im na oczy jest czystą przyjemnością.



Twierdza Kastellet to obiekt militarny mający za zadanie chronić Kopenhagę od strony morza. Pochodząca z XVII w. fortyfikacja z 5 bastionami jest podobno najstarszą europejską twierdzą będącą wciąż w użyciu. Co ciekawe jest ona otwarta dla zwiedzających, a po jej murze poprowadzoną ścieżkę spacerową cieszącą się popularnością wśród duńskich biegaczy.




Obok Kastellet jest i ona. Mała Syrenka. Każdy o niej pewnie słyszał, ale nie każdy wie, że w 2010 roku, po raz pierwszy od 97 lat opuściła na kilka miesięcy swój kamień i udała się na wycieczkę na Expo do Szanghaju. Miliony turystów przybywający do miasta by ją zobaczyć musieli być  nieźle rozczarowani!


Do kopenhaskiego Ogrodu Botanicznego wybraliśmy się tylko dlatego, że szklarnia znajdująca się na jego terenie była bardzo podobno do Kew Gardens. Wierząc, że w jej wnętrze będzie tak fajne jak londyńskie, wkroczyliśmy w mały busz. Nie było fajne. Brudne, zarośnięte, bez jakichkolwiek angielskich opisów roślin nie zachęcało do dłuższej wizyty. Ze względu na podwyższoną temperaturę można się tam jednak dobrze ogrzać.




Okrągła Wieża to jedyna płatna atrakcja, na którą się zdecydowaliśmy. A wszystko po to by spojrzeć na to miasto z góry. Budynek, pełniacy kiedyś funkcję obserwatorium astronomicznego, nie jest jednak wysoki, więc i panorama nie zapiera dechu w piersiach. Pozwala jednak dostrzec słynny most łączący Danię ze Szwecją - Øresund. Zdecydowanie najfajniejsza rzeczą jest wyłożona płytkami rampa, po której wchodzi się prawie na samą górę.   







Czarny diament czyli otwarty w 1999 r. budynek biblioteki królewskiej. Fajny obiekt, ale nie wiem czemu dawo temu czytając artykuł o Kopenhadze ubzdurało mi się, że w jego sąsiedztwie tętni życie? Bardzo się zdziwiłam, że nie było tam tłumów ludzi.





I na deser punkt obowiązkowy wizyty w Kopenhadze odznaczający się już ponad 40-letnią historią - Christiania. Zesquatowane koszary wojskowe są alternatywnym centrum miasta. Można tu spokojnie uzyskać miękkie używki lub chociaż skosztować ziołowych ciasteczek czy piwka. Zakazy robienia zdjęć uderzają na każdym kroku, więc w końcu dostosowałam się do zasad tu panujących (gdzie ta wolność?), schowałam aparat i cieszyłam chwilą :)



17 września 2014

Superkilen

Projektowanie przestrzeni publicznych to jedno z moich jeszcze niespełnionych zawodowych marzeń. Póki co siedzę w innej dziedzinie, ale odwiedzać   i podglądać rozwiązania światowej rangi mogę do bólu. Dania, a w zasadzie generalnie Skandynawia, słynie z wielu bardzo ciekawych projektów. Błądząc po Kopenhadze można się natknąć na sporo mniejszych ciekawie zaaranżowanych przestrzeni, wypełnionych często fajnym i prostym designem. 

W ostatnich latach jedna z głośniejszych realizacji przestrzeni publicznych miała miejsce w kopenhaskiej, zróżnicowanej etnicznie dzielnicy Nørrebro (na północ od centrum). Superkilen to przestrzeń publiczna zaprojektowana w wyniku współpracy 3 pracowni: Superflex, Bjarke Ingels Group i Topotek1. Mogła się ona komuś obić o oczy, bo w pewnym momencie było o niej głośno za sprawą zdobytych nagród.

Długi na 750 m pas terenu, przecięty przez jedną drogę, został podzielony na 3 części - czerwoną dedykowaną miejskiemu stylowi życia, czarną mającą pełnić funkcję klasycznego rynku z fontanną i ławkami oraz zieloną przeznaczoną na potrzeby pikników i sportu. Fajność tego pomysłu bierzę się stąd, że bezpośrednio nawiązuje do multikulturowego otoczenia. Elementy zagospodarowania terenu to oryginały lub kopie istniejących na świecie rozwiązań. Jest ich ponad 100 i pochodzą z ponad 50 krajów. Niewielki udział ma też Polska, a raczej tylko Gdańsk, z którego pochodzi płyta kanalizacyjna. Całość tworzy coś w stylu wystawy dobrych praktyk w przestrzeni publicznej.

Najbardziej spodobała mi się strefa czarna tzw. The Black Market, gdzie białe nieregularnie poprowadzone obok siebie linie robią niesamowitą wizualną robotę. Po prostu cieszą oczy. Z kolei w części czerwonej (The Red Square) największą furorę zrobił ring! Sporty walki nie są nam obce więc szybko przystąpiliśmy do zabawy. W rezultacie Robcio stracił swoje ulubione spodenki, a mi pozostało szczycić się kolejnym zwycięstwem :) Strefa zielona (The Green Park) to zgodnie z założeniem miejsce, gdzie można się ciutek sportowo wyżyć. I nie trzeba wcale dużo się motywować do wysiłku, bo zlokalizowane obiekty same zachęcają do użycia. Do gustu przypadła mi bryła boiska, która jednocześnie uniemożliwia ucieczkę piłki i daje doskonałe miejsca do obserwacji rozgrywek.  

Z racji tego, że odwiedziliśmy to miejsce przed południem, nie było wiele osób. Na pewno jest to miejsce chętnie odwiedzane przez klasy szkolne. W ciągu 1,5 godziny naliczyłam 5 grup, więc całkiem nieźle. Niestety widać również, że czerwona strefa przez 3 lata użytkowania trochę podniszczała. Braki roślinności i miejscami bardzo brudny tartan są niestety zauważalne. Widząc błądzącą po tej przestrzeni kobietę ankietującą jej użytkowników mogę przypuszczać, że władze miasta mają jeszcze jakieś plany odnośnie tego terenu. Myślę, że Superkilen jest miejscem obowiązkowym dla fanów ciekawych przestrzeni publicznych.





















architektura (8) art (6) bieganie (2) Bułgaria (2) Chorwacja (1) Czechy (6) Dania (2) Deutschland (9) dolnośląskie (20) dziwy (2) Estonia (1) etno (2) event (9) film (5) Francja (7) góry (34) Grudziądz (16) Gruzja (6) Islandia (11) jesień (12) kajak (2) Karkonosze (5) koty (8) kuchnia (3) kujawsko-pomorskie (18) lato (8) Litwa (1) lubelskie (1) Łotwa (1) łódzkie (1) majówka (8) małopolskie (9) Maroko (14) mazowieckie (5) narty (10) okolice Poznania (5) party (2) PKP (2) podlaskie (12) pomorskie (7) Portugalia (14) Poznań (43) R. (20) rodzinka (6) Rosja (24) rower (17) rozkminki (9) Rumunia (3) samo życie (42) Słowenia (1) sport (10) szkolenia (1) Szwecja (1) śląskie (1) świętokrzyskie (6) Tatry (6) Toruń (3) UK (10) Ukraina (2) warmińsko-mazurskie (3) wielkopolskie (7) wiosna (8) Włochy (6) zachodniopomorskie (2) zamki (6) zima (16) zwierzaki (7)

Obserwatorzy