30 czerwca 2013

Ogród na dachu

W ostatnim tygodniu podczas bardzo krótkiej wizyty w stolicy udało mi się dotrzeć do miejsca, które  planowałam zobaczyć od dawna. No i zobaczyłam. Jednak zachwytu, który towarzyszył oglądanym fotką w necie nie było. Ogród biblioteki UW od chwili świetności zdążył trochę podniszczeć. Pocieszające jest to, że na każdym kroku widać było ekipy sadzące roślinki. Trochę późno, bo w końcu już lato, ale lepiej teraz niż wcale.  Może za jakiś czas wystające, wypłowiałe części infrastrukturalne budynku przysłoni zadbana zieleń . Póki co najlepsze widoczki poniżej :)     









23 czerwca 2013

Noc Kupały w Poznaniu

Impreza puszczania lampionów w Poznaniu odbywa się już od kilku lat. W tym roku udało mi się na nią dotrzeć pierwszy raz. Było to co prawda dość utrudnione, bo zamknięcie jednej nitki ruchu na moście spowodowało paraliż komunikacyjny całego miasta. W porę postanowiliśmy zaparkować i udać się nad Wartę pieszo. Na właściwe miejsce imprezy - Most Rocha - nie dotarłam. Rozlokowałam się na sąsiednim moście i skupiłam na obserwacji.

Impreza na pewno widowiskowa, ale o jej licznych minusach, o których trąbiono w mediach, przekonałam się na własne oczy. Lampiony wypuszczano za szybko, przez co nie leciały od razu w górę. Dorzucając do tego wiatr często zdażało się, że lampiony zaczepiały się o trakcję tramwajową lub uderzały w jakieś przeszkody. Momentami było dość niebezpieczne. Co ciekawe impreza nie uzyskała pozytywnej opinii strażaków, a mimo to się odbyła. I pewnie odbywać się będzie dopóki nie stanie się jakaś tragedia.

17 czerwca 2013

Szalony weekend

Miniony weekend przyniósł nieco wrażeń. Niespodziewanie w piątek Robcio wygrał udział w regatach żeglarskich w Gdańsku. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że już był inny plan - miałam wziąć udział w swoim pierwszym biegu przełajowym w życiu - Malta Trail Running w Poznaniu. Ostatecznie trochę nakombinowaliśmy, sporo pojeździliśmy autem, ale udało się! Robercik uczył się żeglować, a ja do mojej kolekcji medali dołączyłam jeden z nowej dyscypliny sportowej - biegania :))))

Wczesna pobudka w sobotni poranek i o godzinie 6.30 wyjechaliśmy z Grudziądza (moja nowa miejscówka od jakiegoś miesiąca) do Gdańska. Chłopa wsadziłam na żaglóweczkę, a sama zapakowałam się na rowerek i ruszyłam przez jeszcze niezaludnione miasto na plażę. A tam spędziłam pierwsze w tym roku godziny leniuchowania na świeżym powietrzu. Po wielu latach raczej aktywnych wypadów nagle miałam perspektywę spokojnego i samotnego wylegiwania się na plaży. Radość była wielka. Początkowo słońce częściej chowało sie za chmurami, ale z czasem wyszło na dłuższą chwilę i załatwiło mi pierwszą tegoroczną opaleniznę. Po kilku godzinach zmęczona opaleniem wsiadłam na rowerek i ruszyłam na przejażdżkę nadmorskim deptakiem, który jest świetny! Szczególnie część gdańska, z całkowitym rozdzieleniem ruchu pieszego od rowerowego, świetnie oznakowanymi i wyczuwalnymi przejściami dla pieszych. Jako, że rower to mój podstawowy środek transportu po mieście jestem dość wyczulona na wszelkie buble rowerowe. Po poznańskich ścieżkach, robionych od kilku ostatnich lat "na odczepnego" i nie tworzących spójnego systemu jeżdzenie dobrze przygotowanymi trasami na azymut (bo niestety oznakowań za dużo nie ma, jedyny minus , gdy się nie zna dobrze miasta) po Gdańsku było czystą przyjemnością. Zwłaszcza, że z samego centrum dojechałam i wróciłam nad morze różnymi trasami nie musząc ani razu zjechać na drogę. Myślę, że Gdańsk powinien stanowić lokalny wzór dla innych polskich miast. 

Kolejna porcja zdjęć gdańskiej starówki w tym roku :)







Czytałam wcześniej o najdłuższy falowcu w PL, ale gdy na niego przypadkiem natrafiłam i tak jego długość mnie zaskoczyła. 




Wieczorem, mimo wcześniejszego planu pobytu w Gdańsku do niedzieli padła decyzja, że jedziemy przebiec się w Poznaniu. Zaraz po zejściu Roberta z "mlecznej kanapki" zapakowaliśmy się w auto i ruszyliśmy najpierw do Grudziądza celem dopakowania mojego stroju biegowego, a później do Poznania.




Niedzielna pobudka nie była łatwa. Zmęczeni podróżami dnia wcześniejszego nie chciało się wychodzić z wyrka. Jednak nie po to gnało się pół Polski w nocy, żeby odpuścić start w pierwszym biegu. Zaspani ruszyliśmy na miejsce zbiórki, szybki odbiór pakietu startowego, krótkie pogaduchy z przyjaciółmi i trzeba było startować. Oprócz samego faktu ukończenia biegu Malta Trail Running (liczącego 7,8 km) w podświadomości marzyło się wyrobienie w czasie poniżej godziny. Demonem szybkości zdecydowanie nie byłam, ale na ostatnich 2 km dozowana co kawałek przez Roberta informacja, że jest na to szansa, trzymała mnie w tempie. I nie tylko mnie, aa także jakąś laskę, która biegła krok w krok za nami. Co prawda myślałam, że przed metą rzuci się żeby mnie wyprzedzić, ale mój finisz był chyba zadziwiająco szybki :D Pochwalić trzeba Robcia, który okazał się idealnym partnerem do biegania, tuptał grzecznie za mną, podawał wodę, gdy w gardle sahara, nie zagadywał, pozwolił słuchać muzyki, a i skutecznie mi dawał znać, że mylę drogę :D Byłam w amoku tuptania i nie ogarniałam co wskazywały kierunkowskazy. Dobrze mieć takiego Robcia ;)))) Ostatecznie bieg ukończyłam w czasie 57 minut 13 sekund ;)))) I nawet świadomość, że byłam 4 od końca nie popsuła mi satysfakcji z przebiegnięcia pierwszego w swoim życiu biegu przełajowego ;))))) Tylko ciągle nie do końca rozumiem, dlaczego inni biegają tak szybko :P Mimo to, zdecydowanie było warto się troszkę zmęczyć!!!

Przed startem
Zaraz po przybiegnięciu
Focia pamiętkowa po chwili wypoczynku :)
A to szczęściarz Robcio. Oprócz wygrania udziału w regatach, na niedzielnym biegu jego numerek startowy został wylosowany i otrzymał w nagrodę zegarek Ironman'a :))

11 czerwca 2013

Trójmiejskie wojaże

W zeszłym tygodniu wybrałam się na kolejne odwiedziny Trójmiasta. Tym razem swój wolny czas przeznaczyłam na wycieczkę rowerową po Trójmiejskim Parku Krajobrazowym i wizytę na molo w Sopocie. Trójmiejski PK nieźle mnie zaskoczył. Pagóry jakie zaoferował pozwoliły dobrze się zmęczyć. Wjeżdzając do lasu od strony Gdańska Oliwy (niedaleko Dworu Oliwskiego) szlakiem pieszym naiwnie myślałam, że dostanę się do szlaków rowerowych. Gdy zobaczyłam przed sobą niezłą górkę i lekko rozpadające się schody szybko odpadł mi pomysł jazdy, a realna stała się wizja wspinaczki z rowerem u boku. Dla chcącego nic trudnego. Po pierwszych podejściach przystąpiłam do zabawy czyli na zmianę podjazdy i zjazdy. Dzięki niewielkiemu nachyleniu trasy rowerowej płynnie przechodzi się z jednego w drugie i osiąga całkiem przyzwoite prędkości. 
 

Końcowym etapem wycieczki rowerowej było dostanie się na molo w Sopocie czyli do mojego ulubionego miejsca w trójmiejskiej konglomeracji. Wiało ostro, ale nie przewidziałam, że po minionej bardzo długiej zimie w czerwcu zobaczę spacerowiczów w zimowych kurtach. Tworzyli niezły kontrast na tle rozebranych  biegaczy :)
 
 
  Rodzinna focia pamiątkowa czyli ja i mój młodszy brat :)
 

 







3 czerwca 2013

Sezon rowerowy w pełni!

W tym roku mam zamiar dużo hasać po lasach. Kilka fot z wieczornej przejażdżki nad poznańskie jeziora - Rusałka i Strzeszynek. Szybkie tempo powrotne zasponsorował deszcz :)







architektura (8) art (6) bieganie (2) Bułgaria (2) Chorwacja (1) Czechy (6) Dania (2) Deutschland (9) dolnośląskie (20) dziwy (2) Estonia (1) etno (2) event (9) film (5) Francja (7) góry (34) Grudziądz (16) Gruzja (6) Islandia (11) jesień (12) kajak (2) Karkonosze (5) koty (8) kuchnia (3) kujawsko-pomorskie (18) lato (8) Litwa (1) lubelskie (1) Łotwa (1) łódzkie (1) majówka (8) małopolskie (9) Maroko (14) mazowieckie (5) narty (10) okolice Poznania (5) party (2) PKP (2) podlaskie (12) pomorskie (7) Portugalia (14) Poznań (43) R. (20) rodzinka (6) Rosja (24) rower (17) rozkminki (9) Rumunia (3) samo życie (42) Słowenia (1) sport (10) szkolenia (1) Szwecja (1) śląskie (1) świętokrzyskie (6) Tatry (6) Toruń (3) UK (10) Ukraina (2) warmińsko-mazurskie (3) wielkopolskie (7) wiosna (8) Włochy (6) zachodniopomorskie (2) zamki (6) zima (16) zwierzaki (7)

Obserwatorzy