29 października 2013

Arszan

Arszan to ostatnie miejsce, które odwiedziłam z moim Staruszkiem w Rosji. Ta niewielka mieścina położona  u podnóża Golców Tunkińskich (pasmo Sajanów) jest uzdrowiskiem. Tutajesze wody mają podobno właściwości lecznicze.  Chociaż wydaje mi się, że możliwości wypoczynku, poprawienia zdrowia czy urody to tam zbytnio nie ma co szukać. Są za to piękne, wysokie góry wystrzelone ponad tą miejscowość. Niestety ich widokiem cieszyliśmy się przez krótki czas (w dniu przyjazdu i odjazdu), jednak to właśnie dla gór chciałabym kiedyś wrócić na Syberię. Wszystkie źródła donoszą, że są niezagospodarowane, jak się w nie wybiera, to trzeba mieć cały sprzęt ze sobą i wyżywienie na dobre kilka dni. Dzika przyroda, możliwość kąpieli w gorących źródłach i mała liczba odwiedzających to dla mnie wystarczająca rekomendacja.



Mając Staruszka, który od początku wyjazdu zdążył sobie wyrobić trochę kondycji przez łażenie tu i tam, po zapoznaniu się z topografią miasta postanowiliśmy zobaczyć wodospoady na rzece Kyngardze. Odniosłam wrażenie, że jest to punkt obowiązkowy pobytu w Arszanie. Zupełnie jak podczas pierwszego pobytu w Zakopanem dojście do Morskiego Oka.















Syberyjski misio prawie jak maneki-neko - japoński kotek szczęścia.




Wodospady nie robia specjalnie wrażenia, bowiem najwyższy ma zaledwie 8 m. Jednak to co najbardziej mi się podobało to położone nad rzeką miejsce poboru wody od mnicha, który trzyma dzbanek. Niekoniecznie nawet sam punkt czerpania wody, a jego magiczne otoczenie. Od strony ścieżki znajduje się las, w którym pnie drzew prawie całe są poobwiązywane wstążeczkami. Natomiast po drugiej stronie rzeki układane są kamienne stosy. Dorzucając do tego Rosjan, którzy ustawiają się w kolejce, tylko po to by mały Buriat (mnich?) nalał im wodę w kilka plastikowych baniaków, całość tworzy ciekawy widok.









27 października 2013

Pierwszy raz :)

Po kilku miesiącach zrealizowałam prezent urodzinowy. Teraz szukam sponsora na kurs, który pozwoli nurkować do głębokości 18 m. Ktoś zainteresowany? ;)



24 października 2013

Realia podróżowania nad Bajkałem!

Dzisiejszy post o tym czego nie udało mi się wyczytać w przewodnikach oraz na setkach blogach i stron podróżniczych. Częściowo też o tym, co udało się wyczytać, ale nacisk położony na tą sprawę był znikomy, więc nagle mnie to zaskoczyło. Może to być wynik mojego nieogarnięcia czy bycia laikiem, bo poza przejazdem przez Obwód Kaliningradzki nigdy na dobre, a już na pewno tak daleko, w Rosji nie byłam. W każdym razie mam kilka faktów, które mogą pomóc zobrazować trudności w podróżowaniu w tym regionie świata. :)


KOMUNIKACJA

Po pierwsze - ODLEGŁOŚCI. Wiedziałam, że Bajkał jest ogromny, wiedziałam, że wszędzie nie dotrzemy, bo trzeba by poświęcić dużo czasu na podróże, ale że te odległości będą miały takie istotne znaczenie w planowaniu przejazdów nie miałam pojęcia. Nie spodziewałam się tego, żeby pokonać trasę 200-300 km będę potrzebować na to co najmniej pół dnia. Więc jeśli planujesz wybrać się nad Bajkał, zaplanuj dużo więcej czasu niż wydaje ci się potrzebne. Pokonanie odległości, które w Europie nie stanowią większego problemu, nad Bajkałem mogą stanowić i najczęściej stanowią!
Po drugie - PRZEJAZDY ZA DNIA. Za wyjątkiem kolei podróże transportem zbiorowym odbywają się zazwyczaj za dnia. Ciężko znaleźć środek transportu, który wyruszy wcześnie rano czy późno wieczorem. Z moich obserwacji już po godzinie 13 jest problem z znalezieniem transportu. Jak już wyrusza, to na pewno nie w tym kierunku, co my :)

Po trzecie - GODZINA 9 jest najlepsza na stawienie się na dworcu autobusowym lub jeśli chcemy złapać marszrutkę to w jego sąsiedztwie. Jest wtedy duże prawdopodobieństwo, że tego samego dnia uda nam się złapać transport do kolejnego celu naszej podróży. Jak już znajdziemy środek podróży, to już duży sukces. Teraz musimy być cierpliwi i po prostu czekać na wyjazd. Czasem kilka minut, a czasem 2 godziny (zależne od spełnienie warunku w następnym punkcie).  

Po czwarte - marszrutki i autobusy zawsze są ZAPAKOWANE NA FULL. Chyba nie zdażyło nam się jechać marszrutką, w której byłoby jakiekolwiek wolne miejsce. Nawet jak ze stacji początkowej wyjedziemy z wolnymi pojedynczymi miejscami, to już na najbliższych przystankach, zazwyczaj przed wyjazdem z danej miejscowości, zostaniemi dopakowani. Szczytem możliwości załadunku był dla mnie autobus powrotny z Olchomu. W autobusie było bardzo ciasno. Moje nogi (niestety nie są patyczkami) bez możliwości większego ruchu tkwiły w przestrzeni między siedzeniami. Wydawało by się, że w takim przypadku warto zająć miejsce w pobliżu przejścia. Ale nie w Rosji takie numery :) W przejściach rozkładane są specjalne siedzenia, które blokują tym z tyłu możliwości ewentualnego przejścia. Zatem jeżeli ktoś z końca musi wysiąść, rozpoczyna się rytuał składania siedzeń z przodu, aż dany człowieczek z końca nie zostanie uwolniony i będzie miał możliwość poruszenia. I ważna sprawa - żeby zapakować marszrutkę na full czasem trzeba całkiem sporo poczekać na innych klientów.


Po piąte - w mniejszych miejscowościach BILETY KUPIĆ WCZEŚNIEJ. O ile w Irkucku nie będzie większego problemu z wydostaniem się z miasta, to już w takim Arszanie czy na Olchonie kupienie biletu na bus przed jego odjazdem może graniczyć z cudem, szczególnie pod koniec wakacji. Zalecam kupować co najmniej dzień wcześniej.

Po szóste - do niektórych miejscowości nad Bajkałem dotrzeć można tylko DROGĄ WODNĄ. A jak już do niej dotrzesz, to możesz mieć problem by się wydostaniem. Dlatego przy planowaniu wizyty w takich miejscowościach lepiej od razu sprawdzić, jak i kiedy można się z niej wydostać.


ZDOBYWANIE INFORMACJI 

Po siódme - ROSYJSKI. Bez znajomości podstaw jest ciężko, czasem nawet bardzo. Totalnym minimum jest ogarnięcie cyrylicy. Światełkiem w tunelu są młodzi Rosjanie. Część z nich (niestety mniejsza) włada angielskim biegle. A jeśli nie włada, polecam używać zruszczonego polskiego czyli przekręcać tak odmiany wyrazów by brzmiały jak ruskie. Sprawdziłam - jest duża szansa, że rozmówca nas zrozumie. :)

Po ósme - ZAWSZE PYTAJ 5 RAZY. Niejednokrotnie zdażało się nam być źle poinformowanymi przez osoby, które pewne informacje powinny recytować na pamięć np. miejscowi, kasjerki, obsługa lotniska. Początkowo myśleliśmy, że to głównie przez nasze ograniczone zdolności posługiwania się rosyjskim czegoś nie do końca zrozumieliśmy. Jednak później okazało się, że język chyba nie za bardzo miał znaczenie. Takie sytuacje miały też miejsce, gdy rozmawiałam po angielsku. W pewnych miejscach jest po prostu rozpierducha. Ruska rozpierducha jak z filmików na YT. Największa niespodzianka spotkała nas na lotnisku w Irkucku, gdzie przez brak numerów naszego lotu, pomyloną godzinę odlotu i złą nazwę lotniska w Moskwie prawie nie wsiedliśmy do właściwego samolotu. Często jest tak, że ludzie podają informacje, których nie są pewni. Nie informują oczywiście o tym, że nie są jej pewni. Polecam bycie dociekliwym i upewnianie się, aż do oporu, że coś jest tak, a nie inaczej. 

INNE KWESTIE

Po dziewiąte - na kwaterach prywatnych zawsze, ale to zawsze zapytaj się czy jest CIEPŁA WODA. Taki luksus nie jest wszędzie powszechny, zwłaszcza poza Irkuckiem. Jeśli nie ma ciepłej wody pozostaje ci kąpiel w zimnej wodzie lub nagrzanie wody w bani. Druga opcja najczęściej jest dodatkowo płatna, więc tu trzeba trochę negocjować.


I po dziesiąte - nie licz na INTERNET. I nie chodzi tu o dostęp, bo dostęp do niego czasem (raczej rzadko) może uda ci się znaleźć. A może to trochę kosztować, więc polecam od razu nastawić się na odcięcie od świata. Sprawą najważniejszą jest niepopularność internetu. Przeciętny człowieczek chyba go nie potrzebuje, a może i w ogóle nie potrafi z niego korzystać (moje domysły). Jeśli zamarzysz sobie znaleźć stronę internetową jakiejś instytucji, organizacji, muzeum czy po prostu miejscowości, to możesz się zdziwić. Nie jest to takie łatwe! Najczęściej ich po prostu nie ma. A jak już są to posiadają nieaktualne informacje. Więc np. w takim Irkucku (duży jak Poznań) ciężko było mi sprawdzić co ciekawego jest czy będzie się działo w mieście. Wszystko wygląda tak, jakby technologia tu jeszcze nie dotarła. :)

22 października 2013

W skalnym labiryncie

Błędne Skały to chyba najfajniejsze miejsce w Górach Stołowych. Mam wrażenie, że dorośli bawią się tam o wiele lepiej niż dzieci. Większe rozmiary wymuszają większego kombinowania podczas przeciskania się między głazami. Zdecydowanie chodzi się tam z niezłym bananem na twarzy :)
















architektura (8) art (6) bieganie (2) Bułgaria (2) Chorwacja (1) Czechy (6) Dania (2) Deutschland (9) dolnośląskie (20) dziwy (2) Estonia (1) etno (2) event (9) film (5) Francja (7) góry (34) Grudziądz (16) Gruzja (6) Islandia (11) jesień (12) kajak (2) Karkonosze (5) koty (8) kuchnia (3) kujawsko-pomorskie (18) lato (8) Litwa (1) lubelskie (1) Łotwa (1) łódzkie (1) majówka (8) małopolskie (9) Maroko (14) mazowieckie (5) narty (10) okolice Poznania (5) party (2) PKP (2) podlaskie (12) pomorskie (7) Portugalia (14) Poznań (43) R. (20) rodzinka (6) Rosja (24) rower (17) rozkminki (9) Rumunia (3) samo życie (42) Słowenia (1) sport (10) szkolenia (1) Szwecja (1) śląskie (1) świętokrzyskie (6) Tatry (6) Toruń (3) UK (10) Ukraina (2) warmińsko-mazurskie (3) wielkopolskie (7) wiosna (8) Włochy (6) zachodniopomorskie (2) zamki (6) zima (16) zwierzaki (7)

Archiwum bloga

Obserwatorzy