W zeszłym miesiącu za sprawą udziału w świetnie zorganizowanej konferencji "Diver City - miasto dla wszystkich" spędziłam 3 dni we Wrocku. Wyjazd ten cieszył mnie nie tylko ze względu na moje urbanistyczne ciągoty, ale i dlatego, że zawsze byłam w tym mieście przejazdem, zazwyczaj na kilka godzin. Wrocław czekał na mój podbój. Jednak zbyt atrakcyjny program konferencji ostatecznie wygrał z planami szwędanie się po mieście. Część moich planów musiałam realizować w nocy lub po zakończeniu konferencji, już w towarzystwie Robcia,
Jedna z zalet konferencji była jej lokalizacja - centrum kongresowe przy Hali Stulecia, obiekcie wpisanym na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Wielki + dla organizatorów, którzy załatwili krótką wycieczkę po hali i możliwość podglądnięcia treningu kubańskich siatkarzy. Wnętrze bardzo mi się spodobało, więc w mojej głowie od razu zapaliła się żaróweczka by kupić bilety na jakieś dobre wydarzenie w przyszłości. Może wówczas załapię się również na kolejną atrakcję tego miejsca - pokaz tańczących fontan :)
Wycieczka organizowana w ramach konferencji po Nadodrzu, dzielnicy położonej na północ od centrum miasta, mile mnie zaskoczyła. Za przewodnika robił nie byle kto, bo sam wiceprezydent Wrocławia Pan Adam Grehl. Opowiadał nie tylko o rewitalizacji tej dzielnicy, ale i o przedsiębiorczości, pomysłowości i oddolnych inicjatywach mieszkańców miasta. Bardzo mi się podobało, jak bardzo był z nich dumny. Miło się słucha, gdy ktoś z rządzących miastem zachwala swoich obywateli! :)
Trasa wycieczki wiodła głównie przez zrewitalizowane podwórka, do których raczej nie jest w stanie trafić zwykły turysta. Przechodziliśmy przez niczym nie wyróżniające się bramy, czasem bardzo obdrapanych kamienic, i naszym oczom niespodziewanie ukazywały się odnowione budynki i fajnie urządzone skwery czy place zabaw.
Na jednym z takich podwórek funkcjonuje Centrum Rozwoju Zawodowego "Krzywy Komin" czyli dotowana przez miasto instytucja zapewniająca mieszkańcom bardzo ciekawe zajęcia, warsztaty, spotkania. Mam wrażenie, że to co w Poznaniu dzieje się często oddolnie (np. w Zakładzie), we Wrocku znajduje poparcie i wsparcie władz :)
Na chwilę zajrzeliśmy m.in. do fundacji Ekorozwoju, MOPSu, małej galerio-drukarni, gdzie pewien hobbista sprowadza stare maszyny drukarskie i je odrestaurowuje, a także ramiarza, mistrza rzemieślnictwa w swoim fachu. .
Nadodrze zadziwiło mnie kilkakrotnie, ale chyba największy wow robiłam widząc takie piękne zazielenione balkony. Aż mi się przykro zrobiło, że na moim nic nie zorganizowałam w tym roku. Na następny kreślę już wielkie plany :)
Do jednej z knajpek na Nadodrzu, która dostrzegłam podczas wycieczki, wybrałam się z Robciem na małe co nieco. Wincentego 21 zaserwowało nam pyszniutki, świeżutkie jedzonko w przyjemnie urządzonym wnętrzu i przystępnych cenach.
Zrobiliśmy jeszcze mały trip na Plac Nowy, wdepnęliśmy do Hali Targowej z początku XX wieku, zobaczyliśmy Panoramę Racławicką (bardzo szybko wydane 50 zł) i na sam koniec mojego pobytu, po 3 dniach udało mi się w końcu zobaczyć wrocławski Rynek za dnia :]
Jedna z zalet konferencji była jej lokalizacja - centrum kongresowe przy Hali Stulecia, obiekcie wpisanym na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Wielki + dla organizatorów, którzy załatwili krótką wycieczkę po hali i możliwość podglądnięcia treningu kubańskich siatkarzy. Wnętrze bardzo mi się spodobało, więc w mojej głowie od razu zapaliła się żaróweczka by kupić bilety na jakieś dobre wydarzenie w przyszłości. Może wówczas załapię się również na kolejną atrakcję tego miejsca - pokaz tańczących fontan :)
Wycieczka organizowana w ramach konferencji po Nadodrzu, dzielnicy położonej na północ od centrum miasta, mile mnie zaskoczyła. Za przewodnika robił nie byle kto, bo sam wiceprezydent Wrocławia Pan Adam Grehl. Opowiadał nie tylko o rewitalizacji tej dzielnicy, ale i o przedsiębiorczości, pomysłowości i oddolnych inicjatywach mieszkańców miasta. Bardzo mi się podobało, jak bardzo był z nich dumny. Miło się słucha, gdy ktoś z rządzących miastem zachwala swoich obywateli! :)
Trasa wycieczki wiodła głównie przez zrewitalizowane podwórka, do których raczej nie jest w stanie trafić zwykły turysta. Przechodziliśmy przez niczym nie wyróżniające się bramy, czasem bardzo obdrapanych kamienic, i naszym oczom niespodziewanie ukazywały się odnowione budynki i fajnie urządzone skwery czy place zabaw.
Na jednym z takich podwórek funkcjonuje Centrum Rozwoju Zawodowego "Krzywy Komin" czyli dotowana przez miasto instytucja zapewniająca mieszkańcom bardzo ciekawe zajęcia, warsztaty, spotkania. Mam wrażenie, że to co w Poznaniu dzieje się często oddolnie (np. w Zakładzie), we Wrocku znajduje poparcie i wsparcie władz :)
Na chwilę zajrzeliśmy m.in. do fundacji Ekorozwoju, MOPSu, małej galerio-drukarni, gdzie pewien hobbista sprowadza stare maszyny drukarskie i je odrestaurowuje, a także ramiarza, mistrza rzemieślnictwa w swoim fachu. .
Nadodrze zadziwiło mnie kilkakrotnie, ale chyba największy wow robiłam widząc takie piękne zazielenione balkony. Aż mi się przykro zrobiło, że na moim nic nie zorganizowałam w tym roku. Na następny kreślę już wielkie plany :)
Do jednej z knajpek na Nadodrzu, która dostrzegłam podczas wycieczki, wybrałam się z Robciem na małe co nieco. Wincentego 21 zaserwowało nam pyszniutki, świeżutkie jedzonko w przyjemnie urządzonym wnętrzu i przystępnych cenach.
Zrobiliśmy jeszcze mały trip na Plac Nowy, wdepnęliśmy do Hali Targowej z początku XX wieku, zobaczyliśmy Panoramę Racławicką (bardzo szybko wydane 50 zł) i na sam koniec mojego pobytu, po 3 dniach udało mi się w końcu zobaczyć wrocławski Rynek za dnia :]