Arszan to ostatnie miejsce, które odwiedziłam z moim Staruszkiem w Rosji. Ta niewielka mieścina położona u podnóża Golców Tunkińskich (pasmo Sajanów) jest uzdrowiskiem. Tutajesze wody mają podobno właściwości lecznicze. Chociaż wydaje mi się, że możliwości wypoczynku, poprawienia zdrowia czy urody to tam zbytnio nie ma co szukać. Są za to piękne, wysokie góry wystrzelone ponad tą miejscowość. Niestety ich widokiem cieszyliśmy się przez krótki czas (w dniu przyjazdu i odjazdu), jednak to właśnie dla gór chciałabym kiedyś wrócić na Syberię. Wszystkie źródła donoszą, że są niezagospodarowane, jak się w nie wybiera, to trzeba mieć cały sprzęt ze sobą i wyżywienie na dobre kilka dni. Dzika przyroda, możliwość kąpieli w gorących źródłach i mała liczba odwiedzających to dla mnie wystarczająca rekomendacja.
Mając Staruszka, który od początku wyjazdu zdążył sobie wyrobić trochę kondycji przez łażenie tu i tam, po zapoznaniu się z topografią miasta postanowiliśmy zobaczyć wodospoady na rzece Kyngardze. Odniosłam wrażenie, że jest to punkt obowiązkowy pobytu w Arszanie. Zupełnie jak podczas pierwszego pobytu w Zakopanem dojście do Morskiego Oka.
Wodospady nie robia specjalnie wrażenia, bowiem najwyższy ma zaledwie 8 m. Jednak to co najbardziej mi się podobało to położone nad rzeką miejsce poboru wody od mnicha, który trzyma dzbanek. Niekoniecznie nawet sam punkt czerpania wody, a jego magiczne otoczenie. Od strony ścieżki znajduje się las, w którym pnie drzew prawie całe są poobwiązywane wstążeczkami. Natomiast po drugiej stronie rzeki układane są kamienne stosy. Dorzucając do tego Rosjan, którzy ustawiają się w kolejce, tylko po to by mały Buriat (mnich?) nalał im wodę w kilka plastikowych baniaków, całość tworzy ciekawy widok.
Fajny nagłówek! :) Czyli co, to już koniec relacji z Rosji?
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie koniec. Myślę jeszcze nad jednym postem, ale nie wiem czy uda mi się go stworzyć :)
Usuń1. Jakie to niesprawiedliwe, że to Ty właśnie spotkałaś burunduka, a ja nie!!! :((((
OdpowiedzUsuń2. Ładną mieliście pogodę w Arszanie... Jak my byliśmy to cały czas lało, gór nie było widać przez gigantyczną mgłę. Spaliśmy pokotem w jakiejś chacie bez wody, myliśmy się w...bani (tej ich saunie) - tylko gość nas nie zrozumiał, że my po prostu chcemy się umyć pod prysznicem, a nie iść też do sauny... mycie się w temp. powietrza x stopni... niepowtarzalne :P W każdym razie wizyta w Arszanie była jednym z najbardziej traumatycznych przeżyć syberyjskich jak dla mnie - ogromna wilgoć, brak bieżącej wody i normalnego jedzenia (z tego co kojarzę była tam wtedy tylko knajpa z sushi (!!!!) z kosmicznymi cenami - coś tam nowego wybudowali?) nie mówiąc o sklepie spożywczym...
Haha w świecie nie ma sprawiedliwości ;]]] Co do knajp, to jest ich więcej, ale tylko jedna taką bardziej "cywilizowaną" znaleźliśmy, w której całkiem spory wybór dań mieli. Cywilizacja jednak kończyła się przechodząc próg toalety, gdzie większego sraczkowego syfu w życiu nie widziałam :D A kąpiele w bani to podobno standardzik, na syberyjskich prowincjach tylko w baniach mają ciepłą wodę. Spodziewam się, że zimą raz na tydzień się myją ;]
UsuńWszedłem tu z ciekawości. Byliśmy z córką w tym "mega kurorcie" i wrażenia owszem tylko pod kątem przyrody pozytywne. Chociaż tam gdzie mieszkaliśmy to tylko ciepłej wody mi brakowało. Jednak gdy córka "wzięła prysznic'' w skleconej szopie ze zbiornikiem ze spychacza na dachu to nawet to przeżyłem jako pozytywne doświadczenie-nie mogłem być niedomyty no i męska duma nie bez znaczenia tu jest. Tak na marginesie to wystartowaliśmy Transsibem z Władywostoku i tak naprawdę to na Olchon na Bajkale bym wrócił a tak poza tym to hmmmm? Rosja cała taka jakaś waląca się ,dróg na lekarstwo, wszechobecny bałagan i te ich wychodki. Masakra. Poza tym drogo. Ale przeżyłem przygodę życia.
OdpowiedzUsuń