Piękna Skandynawia jest kierunkiem omijanym przeze mnie wyłącznie z jednego powodu. Cen. Jeśli dziennie mam wydać 3-4 razy więcej niż w PL, to jednak wolę pojechać gdzie indziej. Dopóki nie będę bogata, wizyty na północy będą raczej krótkie i dużą część rozrywek stanowić będą darmowe atrakcje. Rozwiązanie to testowałam w Danii. Co najważniejsze: da się! Trzeba jednak porzucić myśli o ciepłym jedzonku w knajpkach i zadowolić się pizza z hostelowego piekarnika :)
W Kopenhadze poleciłabym to, czego ja nie zrobiłam na czas czyli zarezerwować sobie rower w organizacji, która wypożycza rower praktycznie za darmo, w oparciu o dowolną i dobrowolną darowiznę, a potem śmigać tu i tam. Myślałam, że ilość jeżdżących rowerzystów mnie zaskoczy. Nie było ich jednak tak dużo, jak się spodziewałam. Mogę nawet zaryzykować, że w godzinach porannych w Poznaniu jest ich niewiele mniej. Fajnym widokiem były dla mnie ulice zawalone rowerami. I na pocieszenie polskich malkontentów - w Kopenhadze też brakuje parkingów rowerowych :) Rowery często pozostawione są samopas na ulicy, wyłącznie z zapiętą podkową lub zapięciem przechodzącym przez koło. Wiatr natomiast robi swoje i z każdym podmuchem na ziemii ląduje coraz więcej jednośladów.
Ciekawą, alternatywną opcją do roweru może być kajak! Spotkaliśmy kilka pokaźnych grupek pływających kajakami po kopenhaskich kanałach. Nie wiem ile taka opcja kosztuje, ale widząc uśmiechniętych kajakarzy sama miałam ochotę pozwiedzać miasto z poziomu morza.
Zmiany warty przed pałacami królewskimi chyba zawsze skupiają turystów. W przeciwieństwie do imprezy pod Pałacem Buckingham, gdzie stratować próbowały mnie babcie, w Kopenhadze, na dziedzińcu Amelienborg (kompleks 4 pałaców królewskich), było całkiem miło i przyjemnie. Po zajęciu strategicznie dobrego miejsca, podziwianie żołnierzyków w czapach spadających im na oczy jest czystą przyjemnością.
Twierdza Kastellet to obiekt militarny mający za zadanie chronić Kopenhagę od strony morza. Pochodząca z XVII w. fortyfikacja z 5 bastionami jest podobno najstarszą europejską twierdzą będącą wciąż w użyciu. Co ciekawe jest ona otwarta dla zwiedzających, a po jej murze poprowadzoną ścieżkę spacerową cieszącą się popularnością wśród duńskich biegaczy.
Obok Kastellet jest i ona. Mała Syrenka. Każdy o niej pewnie słyszał, ale nie każdy wie, że w 2010 roku, po raz pierwszy od 97 lat opuściła na kilka miesięcy swój kamień i udała się na wycieczkę na Expo do Szanghaju. Miliony turystów przybywający do miasta by ją zobaczyć musieli być nieźle rozczarowani!
Do kopenhaskiego Ogrodu Botanicznego wybraliśmy się tylko dlatego, że szklarnia znajdująca się na jego terenie była bardzo podobno do Kew Gardens. Wierząc, że w jej wnętrze będzie tak fajne jak londyńskie, wkroczyliśmy w mały busz. Nie było fajne. Brudne, zarośnięte, bez jakichkolwiek angielskich opisów roślin nie zachęcało do dłuższej wizyty. Ze względu na podwyższoną temperaturę można się tam jednak dobrze ogrzać.
Czarny diament czyli otwarty w 1999 r. budynek biblioteki królewskiej. Fajny obiekt, ale nie wiem czemu dawo temu czytając artykuł o Kopenhadze ubzdurało mi się, że w jego sąsiedztwie tętni życie? Bardzo się zdziwiłam, że nie było tam tłumów ludzi.
I na deser punkt obowiązkowy wizyty w Kopenhadze odznaczający się już ponad 40-letnią historią - Christiania. Zesquatowane koszary wojskowe są alternatywnym centrum miasta. Można tu spokojnie uzyskać miękkie używki lub chociaż skosztować ziołowych ciasteczek czy piwka. Zakazy robienia zdjęć uderzają na każdym kroku, więc w końcu dostosowałam się do zasad tu panujących (gdzie ta wolność?), schowałam aparat i cieszyłam chwilą :)
W Kopenhadze poleciłabym to, czego ja nie zrobiłam na czas czyli zarezerwować sobie rower w organizacji, która wypożycza rower praktycznie za darmo, w oparciu o dowolną i dobrowolną darowiznę, a potem śmigać tu i tam. Myślałam, że ilość jeżdżących rowerzystów mnie zaskoczy. Nie było ich jednak tak dużo, jak się spodziewałam. Mogę nawet zaryzykować, że w godzinach porannych w Poznaniu jest ich niewiele mniej. Fajnym widokiem były dla mnie ulice zawalone rowerami. I na pocieszenie polskich malkontentów - w Kopenhadze też brakuje parkingów rowerowych :) Rowery często pozostawione są samopas na ulicy, wyłącznie z zapiętą podkową lub zapięciem przechodzącym przez koło. Wiatr natomiast robi swoje i z każdym podmuchem na ziemii ląduje coraz więcej jednośladów.
Ciekawą, alternatywną opcją do roweru może być kajak! Spotkaliśmy kilka pokaźnych grupek pływających kajakami po kopenhaskich kanałach. Nie wiem ile taka opcja kosztuje, ale widząc uśmiechniętych kajakarzy sama miałam ochotę pozwiedzać miasto z poziomu morza.
Panowie poniżej wyglądali na zaprawionych w kajakowych bojach!
Obok Kastellet jest i ona. Mała Syrenka. Każdy o niej pewnie słyszał, ale nie każdy wie, że w 2010 roku, po raz pierwszy od 97 lat opuściła na kilka miesięcy swój kamień i udała się na wycieczkę na Expo do Szanghaju. Miliony turystów przybywający do miasta by ją zobaczyć musieli być nieźle rozczarowani!
Do kopenhaskiego Ogrodu Botanicznego wybraliśmy się tylko dlatego, że szklarnia znajdująca się na jego terenie była bardzo podobno do Kew Gardens. Wierząc, że w jej wnętrze będzie tak fajne jak londyńskie, wkroczyliśmy w mały busz. Nie było fajne. Brudne, zarośnięte, bez jakichkolwiek angielskich opisów roślin nie zachęcało do dłuższej wizyty. Ze względu na podwyższoną temperaturę można się tam jednak dobrze ogrzać.
Okrągła Wieża to jedyna płatna atrakcja, na którą się zdecydowaliśmy. A wszystko po to by spojrzeć na to miasto z góry. Budynek, pełniacy kiedyś funkcję obserwatorium astronomicznego, nie jest jednak wysoki, więc i panorama nie zapiera dechu w piersiach. Pozwala jednak dostrzec słynny most łączący Danię ze Szwecją - Øresund. Zdecydowanie najfajniejsza rzeczą jest wyłożona płytkami rampa, po której wchodzi się prawie na samą górę.
Czarny diament czyli otwarty w 1999 r. budynek biblioteki królewskiej. Fajny obiekt, ale nie wiem czemu dawo temu czytając artykuł o Kopenhadze ubzdurało mi się, że w jego sąsiedztwie tętni życie? Bardzo się zdziwiłam, że nie było tam tłumów ludzi.
I na deser punkt obowiązkowy wizyty w Kopenhadze odznaczający się już ponad 40-letnią historią - Christiania. Zesquatowane koszary wojskowe są alternatywnym centrum miasta. Można tu spokojnie uzyskać miękkie używki lub chociaż skosztować ziołowych ciasteczek czy piwka. Zakazy robienia zdjęć uderzają na każdym kroku, więc w końcu dostosowałam się do zasad tu panujących (gdzie ta wolność?), schowałam aparat i cieszyłam chwilą :)
Nie wiem czy poprzedni komentarz się dodał.. Pisałam że pogoda jak widać trochę kapryśna chyba była ale zdjęcia i tak wspaniałe ;)
OdpowiedzUsuńWkrótce będą tanie loty z Poznania do Malmo. Tam jezdzi się rowerami na potęgę! Miasto nie nalezy do najpiękniejszych, ale w regionie jest dużo do zobaczenia. Może się skusicie.
OdpowiedzUsuńPo Kopenhadze wybraliśmy się właśnie do Malmo :) Miasto nas nie zachwyciło, ale nad okolicami będę musiała pomyśleć i jak co ustrzelić tanie loty :)
UsuńMarzy mi się zwiedzenie Dani, Norwegii i Szwecji. No, może kiedyś się uda :) Od tego są marzenia!
OdpowiedzUsuńo, a ten zakaz robienia zdjęc to z czego wynikał? a był egzekwowany? brak możliwości robienia zdjęc to dla mnie najwieksza kara, z drugiej strony pewnie dobry prztyczek w nos, żeby nie być tak zafiksowanym na punkcie zdjęć.
OdpowiedzUsuńbtw, wiem że i tak późno piszę, ale nie będzie nas w poznaniu w sobotę już na pewno. mam nadzieję, że kogoś znaleźliście i wszytskiego naj-naj życzę!
A za cholerę nie wiem, bo że handlują wszystkim czym mogą nie ukrywają. W każdym razie symbolów przekreslonego aparatu było tyle, ze nawet mi sie glupio zrobiło i odpuscilam ;) Na sobotę w końcu znalazłam jednego ziomka i wierzę, że nie spieprzy sprawy. Dziękuję! ;)
Usuń