Przed Marokiem nie siedzieliśmy na koniu kilka miesięcy. Okazało się, że to trochę jak z jazdą na rowerze. Nie zapomina się. Na wiosnę będziemy doskonalić nasze umiejętności. Dla tej radości w oczach.
19 stycznia 2014
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
architektura
(8)
art
(6)
bieganie
(2)
Bułgaria
(2)
Chorwacja
(1)
Czechy
(6)
Dania
(2)
Deutschland
(9)
dolnośląskie
(20)
dziwy
(2)
Estonia
(1)
etno
(2)
event
(9)
film
(5)
Francja
(7)
góry
(34)
Grudziądz
(16)
Gruzja
(6)
Islandia
(11)
jesień
(12)
kajak
(2)
Karkonosze
(5)
koty
(8)
kuchnia
(3)
kujawsko-pomorskie
(18)
lato
(8)
Litwa
(1)
lubelskie
(1)
Łotwa
(1)
łódzkie
(1)
majówka
(8)
małopolskie
(9)
Maroko
(14)
mazowieckie
(5)
narty
(10)
okolice Poznania
(5)
party
(2)
PKP
(2)
podlaskie
(12)
pomorskie
(7)
Portugalia
(14)
Poznań
(43)
R.
(20)
rodzinka
(6)
Rosja
(24)
rower
(17)
rozkminki
(9)
Rumunia
(3)
samo życie
(42)
Słowenia
(1)
sport
(10)
szkolenia
(1)
Szwecja
(1)
śląskie
(1)
świętokrzyskie
(6)
Tatry
(6)
Toruń
(3)
UK
(10)
Ukraina
(2)
warmińsko-mazurskie
(3)
wielkopolskie
(7)
wiosna
(8)
Włochy
(6)
zachodniopomorskie
(2)
zamki
(6)
zima
(16)
zwierzaki
(7)
Archiwum bloga
-
►
2015
(42)
- ► października (3)
-
▼
2014
(59)
- ► października (4)
-
▼
stycznia
(14)
- Brzydgoszcz zniknęła z mapy Polski
- Jazda na wielbłądzie!
- Essaouira, port
- R.
- Marokańskie kulinaria
- Kolacja do łóżka
- Essaouira - miasto wiatrów
- Moja rowerowa historia
- Ulice czerwonego miasta
- Marakesz, Ogród Majorelle
- Marakesz, Palais de la Bahia
- Wywód o marokańskich nagabywaczach
- Foty z Berlina
- Noworocznie
-
►
2013
(92)
- ► października (10)
-
►
2012
(44)
- ► października (6)
-
►
2011
(23)
- ► października (11)
-
►
2010
(22)
- ► października (3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz