23 sierpnia 2015

Rzymski mix

Dzisiaj będzie Rzym, a z nim totalny mix fot i kilka luźnych myśli :) Weekend w stolicy Włoch był dla mnie dużą niespodzianką. Zawsze gdy dużo się nie spodziewam po jakimś miejscu, okazuje się, że właśnie tam mi się podoba. Moje wcześniejsze doświadczenia z włoskimi klimatami ograniczały się do Wenecji, gdzie byłam dwa razy, raz latem i raz zimą. Nie wiem czy warto w ogóle porównywać Wenecję z Rzymem (chyba nie bardzo), ale jedno co siedziało w mojej głowie przed wyjazdem, to przeświadczenie, że w Rzymie będzie większy syf. Tłumy ludzi = masa śmieci. W sumie byłam bardzo zdziwiona, że nie jest tak źle :)


Do Rzymu dolatujemy przed północą. Był to mój pierwszy lot, który odbywał się w ciemnościach! Widoki przypadły do gustu :)


Do Rzymu zabraliśmy moją Mamuśkę. Okazja do pierwszego wspólnego zdjęcia nadarzyła się już w hotelowej windzie. Była ona tak malutka, że tylko 2 osoby, jedna stojąca za drugą, są w stanie w nią się zmieścić. Po wyspaniu się, pierwsze kroki skierowaliśmy do baru w sąsiedztwie, gdzie zjedliśmy na śniadanko pyszne panini. Zapiliśmy je oczywiście wyśmienitą, włoską kawą :)





Jedną z fajniejszych rzeczy w Rzymie to drzewa. Wielkie sosny pinie, których korony są jak zielone obłoczki. :)




Włosi wiedzą co to oszczędność miejsca w przestrzeni miast. Do użytkowania małych aut przekonali się, jak widać powyżej, już dawno.



Słynne Pizzarium (Bonci?) niedaleko Watykanu. Byliśmy i się dobrze najedliśmy :) Lokal jest niewielki i nie przystosowany do jedzenia wewnątrz. Jeszcze większy ból, że w okolicy nie ma żadnego miejsca, gdzie można byłoby się rozsiąść i zajadać... Jednak w obliczu smacznej pizzy pogodziliśmy się z takimi niedogodnościami :)




Schody hiszpańskie giną w tłumie ludzi. Mnie zaintrygowała jednak bardzo billboard na maskującej siatce rusztowaniu... Nie rozumiem takich koszmarów. 



Szczęście do remontów nas nie opuszczało. Fontanna di Trevi w cząstkowej okazałości nie robiła wrażenia. Plusik, że zrobili kładkę dla turystów. Minusik, że każde zatrzymanie na fotkę wiązało się z nieprzyjemną obecnością ochroniarza/poganiacza.






Rzym fontannami stoi. Duży plusik za to!





Bez makaronu się nie mogło obyć. Był pyszniutki :)










Nasza wizyta zbiegła się z Maratona di Roma 2015. Już na lotnisku zauważyliśmy podejrzaną ilość chudych ludków w sportowych ciuchach. Mijaliśmy ich w Watykanie, aż w końcu trochę im pokibicowaliśmy na ulicach. Szacuneczek za bieg w ulewę!









Wieczór przed wylotem spędziliśmy w żydowskiej dzielnicy. Urokliwe miejsce, fajne sklepiki, sielankowy klimat, dużo knajpek, mało turystów i masa lokalsów. Czego chcieć więcej? :)



Marzyliście zjeść kiedyś prawdziwe włoskie tiramisu? Ja tak. Marzenie zrealizowałam, ale później było bardzo źle. Musiało być L4.
Rzymskie tiramisu niszczy. Strzeżcie się! 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


architektura (8) art (6) bieganie (2) Bułgaria (2) Chorwacja (1) Czechy (6) Dania (2) Deutschland (9) dolnośląskie (20) dziwy (2) Estonia (1) etno (2) event (9) film (5) Francja (7) góry (34) Grudziądz (16) Gruzja (6) Islandia (11) jesień (12) kajak (2) Karkonosze (5) koty (8) kuchnia (3) kujawsko-pomorskie (18) lato (8) Litwa (1) lubelskie (1) Łotwa (1) łódzkie (1) majówka (8) małopolskie (9) Maroko (14) mazowieckie (5) narty (10) okolice Poznania (5) party (2) PKP (2) podlaskie (12) pomorskie (7) Portugalia (14) Poznań (43) R. (20) rodzinka (6) Rosja (24) rower (17) rozkminki (9) Rumunia (3) samo życie (42) Słowenia (1) sport (10) szkolenia (1) Szwecja (1) śląskie (1) świętokrzyskie (6) Tatry (6) Toruń (3) UK (10) Ukraina (2) warmińsko-mazurskie (3) wielkopolskie (7) wiosna (8) Włochy (6) zachodniopomorskie (2) zamki (6) zima (16) zwierzaki (7)

Archiwum bloga

Obserwatorzy