Dwa tygodnie na Islandii spokojnie pozwala nam zjeżdżać z głównej drogi wiodącej dookoła wyspy i zatrzymywać się, gdzie tylko oczy zapragną. Pierwsze bliskie spotkanie z lodowcem trafiło się właśnie w taki dość niespodziewany sposób. Pozbieraliśmy się z noclegu w Skogar, wsiedliśmy w auto i nawet nie zdążyliśmy rozłożyć mapy by sprawdzić, co nas czeka za chwilę. Na horyzoncie pojawił się jęzor lodowcowy pięknie spływający z Mýrdalsjökull. Chwilę później wypatrzyliśmy szutrową drogę (nr 221), wjechaliśmy i po kilku minutach okazało się, że ten jęzor nazywa się Solheimajökull.
Auto zostawiamy na parkingu i po kilku minutach jesteśmy już prawie na nim. Po drodze mijamy grupę osób, które wykupiły wycieczkę na lodowiec z przewodnikiem. Jeśli śmiejecie się z ludzi wchodzących w klapkach, balerinkach na Kasprowy czy Giewont, to podobnego kalibru widok można mieć na Islandii. Ludzie w adidasach przyczepiają sobie raki koszykowe. I to pod opieką przewodnika! :)
Wody pochodzące z lodowca tworzą rzekę. Ilość materiału skalnego, jaki pozostawia po sobie lodowiec zadziwia. Czarne hałdy piachu to jego zasługa. Nie ma więc się co dziwić, że rzeka lodowcowa jest mętna i do przejrzystości jej bardzo daleko.
W bezpośrednim sąsiedztwie początków rzeki czarny jest po prostu lodowiec i odłączone od niego, ale jeszcze nie wytopione, bryły lodu.
Bez sprzętu (raki, czekan, uprząż) i doświadczenia górskiego nie radzę się zapuszczać na dalszą samodzielną wycieczkę po lodowcu. A już w ogóle nie polecam robić tego w adidasach, nawet na chwilę. Jeśli jednak macie buty trekkingowe, trochę oleju w głowie, to śmiało można wejść na brzeg lodowca :)
Najfajniesze z lodowca były szczeliny, przez które podziwiać można błękitny lód! Oczywiście trzeba uważać, gdzie się staje. Miejsca w pobliżu szczelin, gdzie nie należy wchodzić, znaczy się krzyżykami (fota poniżej).
Lodowce to jedna z lepszych atrakcji Islandii. Nacieszyłam się nimi zdecydowanie zbyt mało. Na następnym razem na bank nie będziemy żałować miejsca w bagażu na sprzęt i zrobimy sobie mały trip po nim. Osobom mało-górsko-doświadczonym polecam udział w wycieczce. Za ok. 100 euro można spędzić 3h w rakach pod czujnym okiem przewodnika. Tylko zapomnijcie o adidasach!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz