Ostatnie migawki, czyli pojedyncze foty z mojego życia pojawiły się na blogu prawie rok temu. Wszystko za sprawą instagrama, w którego mocno się wkręciłam. Telefon zawsze mam przy sobie i mogę do woli uwieczniać małe codzienności. Za to z aparatem nie jest już tak dobrze i lekko.
Styczeń 2015. W porannej walce z ogarnianiem swojej zaspanej osoby czasem dostrzegłam piękne wschody słońca.
Tylko zimą mam szanse się na nie załapać :)
Ciastka owsiane. Wypieki, które nie udało mi się jeszcze spalić :)
Banalny przepis:
2 szklanki płatków owsianych
1,5 szklanki mąki
2 jajka
3/4 szklanki cukru
100 g roztopionego masła
1/2 łyżki proszku do pieczenia
orzechy, ziarna, rodzynki itp. według uznania
Wymieszać, uformować ciasteczkowe placki, piec ok. 10 min.
Z Gruzji przywieźliśmy spory kawał domowego sera. Znalazł najbardziej właściwe zastosowanie jakie mógł. Te dwa placki to mojej roboty chaczapuri (przepis!). Wyszło niezłe i znikło szybko! :)
W lutym/marcu były zakupy. Po prawie roku spania na materacach nastąpił ten dzień, w którym przebrała się miarka. Robcio przeorał allegro i znalazł nam łóżko z Podhala. Komfort życia wzrósł o 10 pkt. Poza sypialnią wzbogaciła się też nasza kuchnia - mamy wyciskarkę wolnoobrotową. Nadaje się bardziej do soków warzywnym, ale i pomarańczki jak musi, to zmieli :)
Powyżej przykład moich umiejętności. Potrafię spalić prawie wszystko. Super pyszne bezglutenowe brownie z przepisu Agnieszki (citybreak.me) idealne wyszło za drugim podejściem. Przy pierwszym odrywaliśmy skorupę z góry. Goście się tym razem nie najedli :)
Grudziądz. Kilka razy zawitaliśmy w moje rodzinne strony. Wisła, Stare Miasto i w końcu spacer na Górę Zamkową. A tam najnowsza atrakcja turystyczna miasta - wieża Klimek. Widoczki przednie :)
Mój rodzinny dom kotami stoi. Rudolfik tak się zaaklimatyzował, że już pieszczot swojej pani nie chciał. Dobrze, że do foty chociaż zapozował.
Faworki - okołotłustoczwartkowe dzieło Mamuśki. Zjadłabym!
Zielona Weranda. Ekstra wystrój, słabe żarcie. Zgodnie potwierdzone przez 3 osoby. Testowane chwilę przed wylotem do Rzymu :)
W kwietniu uruchomiłam balkon. Zabawa w ogrodnika wciąż trwa. Do skillsów dorzucić mogę m.in. walkę z mszycą. Mimo robactwa, miło bujać się w hamaku otoczonym zielenią :)
W maju załapałam się na zwiedzanie Teatru Polskiego. Zdecydowanie moja ulubiona placówka kulturalna. A gdy po niej oprowadza aktor, którego dzień wcześniej oglądało się na scenie, to już magia :)
Z cyklu: celebracja weekendu.
W maju nad Wartę powróciły kontenery. To i nam się udało tam dotrzeć :))
Poznańscy blogerzy podróżniczy to już 11 osób. Ostatnie spotkanie to już gruba grillowa impreza. Byłam na nim starganym robotą warzywem, ale spotkanie z takim towarzystwem wstyd opuszczać. Jeśli nie znacie, to poznajcie: City Break, Floating My Boat, Nieśmigielska, Podróże w obiektywie, Tu i Tam,
Na sam koniec kociak-słodziak. Mały szaleniec odratowany przez moją Mamuśkę. W Grudziądzu poszukuje ciepłego domku. Typowy albinos - głuchy jak pień. Ale cudnie bialutki z błękitnymi oczkami :)
Po pierwsze, poproszę przepis na chaczapuri! Co prawda, teraz sera gruzińskiego na pewno nie wytrzaśniemy, ale mam taką ochotę na ten specjał, że padnę trupem. Wszystko przez Ciebie! :-D
OdpowiedzUsuńpo drugie, klimatyczne zdjęcia zimy. ;-)
Przepis znajdziesz w pogrubieniu słowa "przepis". Zamiast typowego sera gruzińskiego polecają tam zmieszać 3 rodzaje serów, więc możesz wypróbować i spróbować zaspokoić swoją potrzebę ;)
OdpowiedzUsuńDzieki :-D
OdpowiedzUsuń