Upalno-burzowa lato za nami. U mnie bez większego urlopu. Za to z małymi przyjemnościami. Jedną z nich, taki cud-miód widoczek na Wartę i Ostrów Tumski, dostałam w nagrodę za konieczność wstania do pracy o 4.30 w pewien gorący lipcowy poranek.
Grillowań było kilka. Wszystkie na wyjazdach, za to zawsze z boczkowymi zawijasami. Tłuste, ale genialne w smaku.
Lato (i pewnie nadchodząca dużymi krokami jesień) to dla mnie nadrabianie zaległości. Mam wrażenie, że na rozpoczętą w marcu podyplomówkę z architektury krajobrazu muszę się uczyć więcej niż za czasów beztroskiego studiowania dwóch kierunków równolegle. Poza tym rozwijam umiejętności rysowania na potegę. Nie da się ukryć, że do wprawy jeszcze daleko. Dzieci w przedszkolu rysują lepiej :)
Moje imieninowe kwiaty od współpracowników :)))))
Rudolfik. W lipcu były jego ostatnie dni w naszym przybytku. Nie chciał się rudasek zaaklimatyzować, tęskinił do kociego raju u mojej Mamuśki, przez ponad 2 miechy non stop miauczał pod drzwiami wejściowymi, więc w końcu wywalczył swój powrót do Grudziądza na stałe.
Gotowe do użycia miejsce relaxu balkonowego.
... to 2 tygodnie później śpi się w PRLu. Noclegi za 30 zł + 5 zł dopłaty za pokój z tarasem. Takie ceny już rzadko gdzie w PL. Jeśli szukacie takiego klimatu lub wolicie piękne, czyściutkie jeziorko do kąpieli, to polecam Powidz! Wschodnia Wielkopolska, na północ od Słupcy. Warto!
9 sierpnia anno domini 2014 r. przechodzi do historii. Po prawie 7 latach odbyło się zapoznanie naszych rodziców. Planowałam to na ślubie, ale Robcio się ugiął i zabraliśmy jego rodziców na małą wycieczkę do Grudziądza. Było zwiedzanie...
pozowanie do zdjęć...
odwiedziny Rudolfa...
pożarcie całej tarty malinowej w wykonaniu jednej osoby...
małe grillo-imprezowanie...
oraz spacery po leśnych włościach i ruinach.
Długi sierpniowy weekend był genialny. Przedłużony o 3 dni urlopu i spędzony w Polsce, Niemczech, Danii, Szwecji, na promie i znów w Polsce. Rozpoczął się przyjazdem Staruszka, którego zabraliśmy na koncercik do KontenerART. Chłopaki z Lord & the Liar nawet dawali radę!
Następnego dnia, po małej awarii, ruszyliśmy do Niemczech. Zwiedzanie Hamburga, wizyta u cioci i w reszcie najważniejszy punkt naszego wyjazdu: ślub Asi i Patryka (pozdrówki!). Genialny ślub. Lepszy niż wszystkie polskie wesela razem wzięte. Bawiliśmy się wyśmienicie! :)
A po weselu kierunek Kopenhaga, gdzie ceny pokazały nam, że jesteśmy biednymi Polaczkami i musimy wpieprzać kabanosy...
Ale o tym tripie wkrótce :)
Intensywne lato :)
OdpowiedzUsuńTeż zaliczyłam w tym roku Pragę, muszę napisać o tym posta :-)
A zapoznanie rodziców to zawsze ważny moment. Nasi też poznali się jakiś miesiąc przed ślubem :)
Trochę się działo, wciąż dzieje i w najbliższym czasie też dużo atrakcji się szykuje :))) A o Pradze napisz koniecznie!
UsuńJuż się nie mogę doczekać Kopenhagii u ciebie, bo mnie jeszcze nie udało się tam zawitać. Chociaż po wizycie w Szwajcarii w kwietniu tego roku zastanawiam się, czy ja w ogóle mam ochotę jeździć do krajów, gdzie na nic mnie nie stać. ;)
OdpowiedzUsuńZwiedzanie z ograniczonym budżetem nie jest przyjemne. W Kopenhadze jest dużo miejsc do zobaczenia za free, ale gdy dla oszczędności rezygnuję ze zjedzenia ciepłego obiadku, to już mi się smutno robi :/ Wysokie koszty skutecznie odsuwają mi w daleką przyszłość zwiedzanie Skandynawii. Obecnie jedynie dla Islandii jestem gotowa się spłukać z kasy :D Mam nadzieję, że w przyszłym roku w końcu mi wypali ten wyjazd :)
UsuńRysunek domu - rewelacja! powiesiłabym na lodówce obok Jaśminy i Jeremiego :P
OdpowiedzUsuńA mówiliście, ze u nas na weselu było najlepiej! kłamczuchy!
Złapałaś nas :P
Usuń