Jazda konna jest jednym z ciekawszych moich doświadczeń tego roku. Namawiana od dłuższego czasu przez Robcia, standardowo unikałam tej aktywności tak długo, jak mogłam. Boję się zwierząt. Zarówno tych mniejszych, jak i większych. Obecnie (nauczona wieloletnim doświadczeniem) chyba jedynie z kotami nie mam problemów. Koń jawił mi się niczym potwór, który na pewno będzie chciał stratować Aniusię. Zmęczona namowiami Robcia stwierdziłam, że spróbuję. Od tego czasu minęły 3 miesiące i wciąż się uczę jeździć :)))) Są pewne postępy, ale chłop wychowany na wsi, odznaczający się zdecydowanie lepszym podejściem do konia, uczy się szybciej. Co prawda odparłam 2 zamachy konia na moje życie (nagłe zebranie się do galopu), nigdy nie spadłam w czasie jazdy, ale do swobodnej jazdy w terenie jeszcze daleko.
W ramach odpoczynku podczas ostatniego wypadu na konie zamiast jazdy, która jest czasami całkiem męcząca, pstrykałam foty na potęgę. W związku z czym dzisiaj dużo Robcia na Fantazji (konik).
Jazda konna jest fajna! Gdybym tylko miała do tego więcej cierpliwości... Trzecie zdjęcie jest mega!
OdpowiedzUsuń