17 czerwca 2013

Szalony weekend

Miniony weekend przyniósł nieco wrażeń. Niespodziewanie w piątek Robcio wygrał udział w regatach żeglarskich w Gdańsku. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że już był inny plan - miałam wziąć udział w swoim pierwszym biegu przełajowym w życiu - Malta Trail Running w Poznaniu. Ostatecznie trochę nakombinowaliśmy, sporo pojeździliśmy autem, ale udało się! Robercik uczył się żeglować, a ja do mojej kolekcji medali dołączyłam jeden z nowej dyscypliny sportowej - biegania :))))

Wczesna pobudka w sobotni poranek i o godzinie 6.30 wyjechaliśmy z Grudziądza (moja nowa miejscówka od jakiegoś miesiąca) do Gdańska. Chłopa wsadziłam na żaglóweczkę, a sama zapakowałam się na rowerek i ruszyłam przez jeszcze niezaludnione miasto na plażę. A tam spędziłam pierwsze w tym roku godziny leniuchowania na świeżym powietrzu. Po wielu latach raczej aktywnych wypadów nagle miałam perspektywę spokojnego i samotnego wylegiwania się na plaży. Radość była wielka. Początkowo słońce częściej chowało sie za chmurami, ale z czasem wyszło na dłuższą chwilę i załatwiło mi pierwszą tegoroczną opaleniznę. Po kilku godzinach zmęczona opaleniem wsiadłam na rowerek i ruszyłam na przejażdżkę nadmorskim deptakiem, który jest świetny! Szczególnie część gdańska, z całkowitym rozdzieleniem ruchu pieszego od rowerowego, świetnie oznakowanymi i wyczuwalnymi przejściami dla pieszych. Jako, że rower to mój podstawowy środek transportu po mieście jestem dość wyczulona na wszelkie buble rowerowe. Po poznańskich ścieżkach, robionych od kilku ostatnich lat "na odczepnego" i nie tworzących spójnego systemu jeżdzenie dobrze przygotowanymi trasami na azymut (bo niestety oznakowań za dużo nie ma, jedyny minus , gdy się nie zna dobrze miasta) po Gdańsku było czystą przyjemnością. Zwłaszcza, że z samego centrum dojechałam i wróciłam nad morze różnymi trasami nie musząc ani razu zjechać na drogę. Myślę, że Gdańsk powinien stanowić lokalny wzór dla innych polskich miast. 

Kolejna porcja zdjęć gdańskiej starówki w tym roku :)







Czytałam wcześniej o najdłuższy falowcu w PL, ale gdy na niego przypadkiem natrafiłam i tak jego długość mnie zaskoczyła. 




Wieczorem, mimo wcześniejszego planu pobytu w Gdańsku do niedzieli padła decyzja, że jedziemy przebiec się w Poznaniu. Zaraz po zejściu Roberta z "mlecznej kanapki" zapakowaliśmy się w auto i ruszyliśmy najpierw do Grudziądza celem dopakowania mojego stroju biegowego, a później do Poznania.




Niedzielna pobudka nie była łatwa. Zmęczeni podróżami dnia wcześniejszego nie chciało się wychodzić z wyrka. Jednak nie po to gnało się pół Polski w nocy, żeby odpuścić start w pierwszym biegu. Zaspani ruszyliśmy na miejsce zbiórki, szybki odbiór pakietu startowego, krótkie pogaduchy z przyjaciółmi i trzeba było startować. Oprócz samego faktu ukończenia biegu Malta Trail Running (liczącego 7,8 km) w podświadomości marzyło się wyrobienie w czasie poniżej godziny. Demonem szybkości zdecydowanie nie byłam, ale na ostatnich 2 km dozowana co kawałek przez Roberta informacja, że jest na to szansa, trzymała mnie w tempie. I nie tylko mnie, aa także jakąś laskę, która biegła krok w krok za nami. Co prawda myślałam, że przed metą rzuci się żeby mnie wyprzedzić, ale mój finisz był chyba zadziwiająco szybki :D Pochwalić trzeba Robcia, który okazał się idealnym partnerem do biegania, tuptał grzecznie za mną, podawał wodę, gdy w gardle sahara, nie zagadywał, pozwolił słuchać muzyki, a i skutecznie mi dawał znać, że mylę drogę :D Byłam w amoku tuptania i nie ogarniałam co wskazywały kierunkowskazy. Dobrze mieć takiego Robcia ;)))) Ostatecznie bieg ukończyłam w czasie 57 minut 13 sekund ;)))) I nawet świadomość, że byłam 4 od końca nie popsuła mi satysfakcji z przebiegnięcia pierwszego w swoim życiu biegu przełajowego ;))))) Tylko ciągle nie do końca rozumiem, dlaczego inni biegają tak szybko :P Mimo to, zdecydowanie było warto się troszkę zmęczyć!!!

Przed startem
Zaraz po przybiegnięciu
Focia pamiętkowa po chwili wypoczynku :)
A to szczęściarz Robcio. Oprócz wygrania udziału w regatach, na niedzielnym biegu jego numerek startowy został wylosowany i otrzymał w nagrodę zegarek Ironman'a :))

2 komentarze:

  1. Hahahaha, nie do wiary, że Robert pływał na Mlecznej Kanapce. xDDDDD

    Oraz ja doprawdy nie mam pojęcia, co ty masz z tym Gdańskiem. Nie wiem, jak w Gdyni wyglądają ścieżki rowerowe, ale i tak są na pewno lepsze. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak po prostu wychodzi, że za każdym razem lądowałam w Gdańsku. Następnym razem pojadę do Gdyni przetestować ścieżki ;)))

    OdpowiedzUsuń


architektura (8) art (6) bieganie (2) Bułgaria (2) Chorwacja (1) Czechy (6) Dania (2) Deutschland (9) dolnośląskie (20) dziwy (2) Estonia (1) etno (2) event (9) film (5) Francja (7) góry (34) Grudziądz (16) Gruzja (6) Islandia (11) jesień (12) kajak (2) Karkonosze (5) koty (8) kuchnia (3) kujawsko-pomorskie (18) lato (8) Litwa (1) lubelskie (1) Łotwa (1) łódzkie (1) majówka (8) małopolskie (9) Maroko (14) mazowieckie (5) narty (10) okolice Poznania (5) party (2) PKP (2) podlaskie (12) pomorskie (7) Portugalia (14) Poznań (43) R. (20) rodzinka (6) Rosja (24) rower (17) rozkminki (9) Rumunia (3) samo życie (42) Słowenia (1) sport (10) szkolenia (1) Szwecja (1) śląskie (1) świętokrzyskie (6) Tatry (6) Toruń (3) UK (10) Ukraina (2) warmińsko-mazurskie (3) wielkopolskie (7) wiosna (8) Włochy (6) zachodniopomorskie (2) zamki (6) zima (16) zwierzaki (7)

Obserwatorzy