Przed wyjazdem do Szkocji martwiłam się tylko o pogodę. W tym roku jestem jednak wielką szczęściara. Wygrałam pogodę na Islandię, wygrałam też na Szkocję. W Szkocji padało nam pół dnia. Akurat te pół dnia pod koniec pobytu, w którym wracaliśmy do Glasgow. Straciłam więc tylko możliwość zrobienia kolejnej setki fotek z widoczkami.
Jechaliśmy totalnie nieprzygotowani merytorycznie. Na ostatnią chwilę kupiłam przewodnik i w samolocie planowałam trasę pomiędzy wcześniej zarezerwowanymi noclegami. Jak nie sprawdza się odległości na google maps, to nagle Szkocja okazuje się wielka. Tak wielka, że sporo czasu spędziliśmy w drodze. Robert twierdzi, że był to nasz najbardziej nieprzygotowany wyjazd. Dużo jeżdżenia, a do tego było cholernie drogo. Jednak jest tam tyle atrakcji, że z chęcią poznam sposób na tanie zwiedzanie Szkocji od doświadczonych w tej materii :)
Po szkockiej krainie poruszaliśmy się wielkim Fordem Focusem, którym nie tak wcale łatwo było się zmieścić na wąskich drogach. Psikusem były murki w skrajni jezdni. Dla osób posiadających o wiele mniejsze auto (cytrynka, rocznik 97) i niewprawionych w ruchu lewostronnym, prowadzenie tego auta nie było takie proste i przyjemne. Na szczęście samochodu nie rozbiliśmy. Poszła tylko szyba, ale do tego przydało się ubezpieczenie :)
Będąc za granicą zawsze zastanawiam się, co bym robiła, gdyby dane było mi tam mieszkać (plan emigracji nigdy nam nie wyszedł). W przypadku Szkocji weekendy spędzałabym nad czystymi jeziorami, dreptając po górach czy zwiedzając zamki. Z resztą ilość najróżniejszych możliwości wydaje się tam nieskończona. Gdybym lubiła whiskey, to pewnie odwiedzałabym destylarnie.
Co mi się podobało? Tradycyjnie brak szpetnych reklam i rozpełzającego się wszędzie urbanistycznego syfu. Od polskiego krajobrazu trzeba czasem odpocząć. A w kraju, który ochronę krajobrazu ma rozwiniętą na najwyższym poziomie można zrobić to bez najmniejszego problemu. Jeśli dorzuci się do tego masę przyrody w intensywnych, jesiennych kolorach, to czuć się można jak w krainie mlekiem i miodem płynącej. Żółte trawy, wszystkie odcienie zieleni, ciemne burzowe niebo, czasem ostre słońce i te magiczne, kolorowe zachody słońca. Gdybym tego nie zobaczyła na żywo, stawiałabym na photoshopa. To była jednak rzeczywistość, dla których rozważam poświęcenie kolejnego miliona złotych w przyszłym roku :)
Po szkockiej krainie poruszaliśmy się wielkim Fordem Focusem, którym nie tak wcale łatwo było się zmieścić na wąskich drogach. Psikusem były murki w skrajni jezdni. Dla osób posiadających o wiele mniejsze auto (cytrynka, rocznik 97) i niewprawionych w ruchu lewostronnym, prowadzenie tego auta nie było takie proste i przyjemne. Na szczęście samochodu nie rozbiliśmy. Poszła tylko szyba, ale do tego przydało się ubezpieczenie :)
Będąc za granicą zawsze zastanawiam się, co bym robiła, gdyby dane było mi tam mieszkać (plan emigracji nigdy nam nie wyszedł). W przypadku Szkocji weekendy spędzałabym nad czystymi jeziorami, dreptając po górach czy zwiedzając zamki. Z resztą ilość najróżniejszych możliwości wydaje się tam nieskończona. Gdybym lubiła whiskey, to pewnie odwiedzałabym destylarnie.
Co mi się podobało? Tradycyjnie brak szpetnych reklam i rozpełzającego się wszędzie urbanistycznego syfu. Od polskiego krajobrazu trzeba czasem odpocząć. A w kraju, który ochronę krajobrazu ma rozwiniętą na najwyższym poziomie można zrobić to bez najmniejszego problemu. Jeśli dorzuci się do tego masę przyrody w intensywnych, jesiennych kolorach, to czuć się można jak w krainie mlekiem i miodem płynącej. Żółte trawy, wszystkie odcienie zieleni, ciemne burzowe niebo, czasem ostre słońce i te magiczne, kolorowe zachody słońca. Gdybym tego nie zobaczyła na żywo, stawiałabym na photoshopa. To była jednak rzeczywistość, dla których rozważam poświęcenie kolejnego miliona złotych w przyszłym roku :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz