6 listopada 2015

Szkocka złota jesień

Przed wyjazdem do Szkocji martwiłam się tylko o pogodę. W tym roku jestem jednak wielką szczęściara. Wygrałam pogodę na Islandię, wygrałam też na Szkocję. W Szkocji padało nam pół dnia. Akurat te pół dnia pod koniec pobytu, w którym wracaliśmy do Glasgow. Straciłam więc tylko możliwość zrobienia kolejnej setki fotek z widoczkami.

Jechaliśmy totalnie nieprzygotowani merytorycznie. Na ostatnią chwilę kupiłam przewodnik i w samolocie planowałam trasę pomiędzy wcześniej zarezerwowanymi noclegami. Jak nie sprawdza się odległości na google maps, to nagle Szkocja okazuje się wielka. Tak wielka, że sporo czasu spędziliśmy w drodze. Robert twierdzi, że był to nasz najbardziej nieprzygotowany wyjazd. Dużo jeżdżenia, a do tego było cholernie drogo. Jednak jest tam tyle atrakcji, że z chęcią poznam sposób na tanie zwiedzanie Szkocji od doświadczonych w tej materii :)

Po szkockiej krainie poruszaliśmy się wielkim Fordem Focusem, którym nie tak wcale łatwo było się zmieścić na wąskich drogach. Psikusem były murki w skrajni jezdni. Dla osób posiadających o wiele mniejsze auto (cytrynka, rocznik 97) i niewprawionych w ruchu lewostronnym, prowadzenie tego auta nie było takie proste i przyjemne. Na szczęście samochodu nie rozbiliśmy. Poszła tylko szyba, ale do tego przydało się ubezpieczenie :)

Będąc za granicą zawsze zastanawiam się, co bym robiła, gdyby dane było mi tam mieszkać (plan emigracji nigdy nam nie wyszedł). W przypadku Szkocji weekendy spędzałabym nad czystymi jeziorami, dreptając po górach czy zwiedzając zamki. Z resztą ilość najróżniejszych możliwości wydaje się tam nieskończona. Gdybym lubiła whiskey, to pewnie odwiedzałabym destylarnie.

Co mi się podobało? Tradycyjnie brak szpetnych reklam i rozpełzającego się wszędzie urbanistycznego syfu. Od polskiego krajobrazu trzeba czasem odpocząć. A w kraju, który ochronę krajobrazu ma rozwiniętą na najwyższym poziomie można zrobić to bez najmniejszego problemu. Jeśli dorzuci się do tego masę przyrody w intensywnych, jesiennych kolorach, to czuć się można jak w krainie mlekiem i miodem płynącej. Żółte trawy, wszystkie odcienie zieleni, ciemne burzowe niebo, czasem ostre słońce i te magiczne, kolorowe zachody słońca. Gdybym tego nie zobaczyła na żywo, stawiałabym na photoshopa. To była jednak rzeczywistość, dla których rozważam poświęcenie kolejnego miliona złotych w przyszłym roku :)































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


architektura (8) art (6) bieganie (2) Bułgaria (2) Chorwacja (1) Czechy (6) Dania (2) Deutschland (9) dolnośląskie (20) dziwy (2) Estonia (1) etno (2) event (9) film (5) Francja (7) góry (34) Grudziądz (16) Gruzja (6) Islandia (11) jesień (12) kajak (2) Karkonosze (5) koty (8) kuchnia (3) kujawsko-pomorskie (18) lato (8) Litwa (1) lubelskie (1) Łotwa (1) łódzkie (1) majówka (8) małopolskie (9) Maroko (14) mazowieckie (5) narty (10) okolice Poznania (5) party (2) PKP (2) podlaskie (12) pomorskie (7) Portugalia (14) Poznań (43) R. (20) rodzinka (6) Rosja (24) rower (17) rozkminki (9) Rumunia (3) samo życie (42) Słowenia (1) sport (10) szkolenia (1) Szwecja (1) śląskie (1) świętokrzyskie (6) Tatry (6) Toruń (3) UK (10) Ukraina (2) warmińsko-mazurskie (3) wielkopolskie (7) wiosna (8) Włochy (6) zachodniopomorskie (2) zamki (6) zima (16) zwierzaki (7)

Obserwatorzy