24 marca 2015

Cminda Sameba

Na początek: sponsorem dzisiejszego posta z Gruzji jest ostre zatrucie pokarmowe z Rzymu.

Skoro mój kochany mąż twierdzi, że jęczenie to moje hobby, to nie mogę sobie i Wam tego odpuścić. Ograniczę się jednak trochę i powiem tak: już nie płaczę, gdy muszę iść biec do toalety, głowa już nie pęka przy każdym ruchu, a temperatura ciałka powoli wraca do normy. Wszystko wskazuje na to, że organizm jakoś daje radę, a elektrolity dla dzieci o smaku malinowym (wersja dla dorosłych nie ma smaków, why?) zaczynają działać. 

Po prologu mogę przejść do konkretów. Dotychczasowe zdjęcia z Gruzji (#1, #2#3) wskazywały, że wygraliśmy i mamy pogodę jak marzenie :) Wszystko co dobre, a zwłaszcza pogoda, kiedyś jednak się kończy. Dzień przeznaczony na mały trekking do Cmindy Sameby, słynny gruziński kościółek pod Kazbekiem, był tym momentem przełomowym. Śnieżyca i zachmurzenie, o ile sytuacja nie jest na serio hardcore'owa, nie jest w stanie nas jednak zniechęcić do wyjścia w góry. Wyspani, najedzeni, ubrani i wyposażeni w stały trekkingowy zestaw ruszamy przed siebie.
    

Początek trasy to spacer przez wieś Gergeti. Dopingowały nam krowy, a trasę wyznaczały gazociągi, wijące się po uliczkach niczym węże.





W końcu jednak wydeptana droga się skończyła i zaczęła zabawa. Przez noc napadało tyle śniegu, że zlokalizowanie ubitej ścieżki na otwartej przestrzeni nie było takie łatwe. Niewycelowanie we właściwe miejsce, kończyło się zapadnięciem nogi po kolano. Początkowo było zabawnie. Jednak z czasem żałowaliśmy, że tego dnia byliśmy pierwszymi turystami na szlaku. Na szczęście po wejściu w las było już lepiej. 





Większość drogi wiedzie serpentynami przez las. Widoków brak, więc o malowniczości trasy nie ma co mówić. Przypuszczać możemy jedynie, że widok z góry, z okolic kościółka w dolinę jest niezły. My jednak mieliśmy tylko chmury ;)







Co ciekawego ma ten kościółek w sobie? Moim zdaniem nic poza położeniem. Ale atrakcję na bank będzie stanowić dwóch mnichów obsługujących ruch turystyczny i nie pozwalających na wejście kobiecie bez sukieniuni do środka. Tak dla zasady. Nie ważne, że gołe ciałko ukryte jest pod dwoma warstwami ciuchów, szmatę trzeba sobie przewiązać w pasie. Wejść warto - ogrzewają wnętrze :D









Pod kościółkiem można znaleźć sobie przyjaciela na całe życie. Spotkaliśmy dwóch kandydatów. Ten ze zdjęć czekał dzielnie na swojego wybawiciela, ale chyba uznał nas w końcu za słaby materiał na opiekunów i pozostał z mnichami. Drugi był bardziej zdeterminowany i schodził/zbiegał z nami z góry do wsi. Mimo, że zgubił się gdzieś po drodze, wierzę, że znalazł w końcu swojego pana.











Informacje praktyczne: trasa zimą to ok. 2 h w górę, 0,5 - 1 h na miejscu, 1 - 1,5 h w dół. Jest to jedyny znany nam szlak w okolicy, więc nie pozostaje nic innego jak polecić :)

2 komentarze:

  1. szacun :) nam zabrakło czasu na piesze wędrówki, skorzystaliśmy z tusrist busa żeby dostać się na górę, chociaż nie powiem.. sama przejażdżka była nie lada przygodą ;) i jeszcze jedno, piękne zdjęcia! :)

    OdpowiedzUsuń


architektura (8) art (6) bieganie (2) Bułgaria (2) Chorwacja (1) Czechy (6) Dania (2) Deutschland (9) dolnośląskie (20) dziwy (2) Estonia (1) etno (2) event (9) film (5) Francja (7) góry (34) Grudziądz (16) Gruzja (6) Islandia (11) jesień (12) kajak (2) Karkonosze (5) koty (8) kuchnia (3) kujawsko-pomorskie (18) lato (8) Litwa (1) lubelskie (1) Łotwa (1) łódzkie (1) majówka (8) małopolskie (9) Maroko (14) mazowieckie (5) narty (10) okolice Poznania (5) party (2) PKP (2) podlaskie (12) pomorskie (7) Portugalia (14) Poznań (43) R. (20) rodzinka (6) Rosja (24) rower (17) rozkminki (9) Rumunia (3) samo życie (42) Słowenia (1) sport (10) szkolenia (1) Szwecja (1) śląskie (1) świętokrzyskie (6) Tatry (6) Toruń (3) UK (10) Ukraina (2) warmińsko-mazurskie (3) wielkopolskie (7) wiosna (8) Włochy (6) zachodniopomorskie (2) zamki (6) zima (16) zwierzaki (7)

Obserwatorzy