To co się dzieje na drodze, jak biedny rowerzysta musi uważać, nie jest łatwe do ogarnięcia. A na co uważać?
Po pierwsze - kierowcy!
Wszędzie obecna jest pogarda dla rowerzysty wiążąca się z totalnym nie uważaniem na nich i często także spychaniem z drogi.
Pierwszy raz w życiu byłam zmuszona ratować się ucieczką na pobocze przed samochodem jadącym z przeciwka wprost na mnie. Co ciekawe ten wspaniały kierowca musiał wyprzedzać całą kolumna samochodów akurat wtedy, gdy my znajdowaliśmy się na drugim pasie. Jednak był tak miły i mrugnął nam światłam. Więc szybki skręt kierownicy i znalazłam się na wspaniałym ukraińskim poboczu drogi, gdzie z górki przy szybkości 30 km/h nie było łatwo ogarnąć roweru zapakowanego po brzegi bagażem.
Po drugie - drogi!
Jazdę ukraińskimi drogami krajowymi można porównać czasem do downhillu ;] Dziury, dziury, a czasami nie dziura, lecz brak połowy jezdni.
W połączeniu punktu 1, 2 oraz zjazdu z górki, nie jestem pewna jak było możliwe przeżycie 2 dni na ukraińskich drogach. ;]
Ale po kolej:
Granicę przekroczyliśmy w Rawie Ruskiej, gdzie nie powinni przepuszczać rowerzystów, ale przepuścili bez problemu. Co ciekawie ukraińskiego strażnika granicznego, który wyglądał lekko groźnie, spotkaliśmy następnego dnia w Lwowie. Sam nas zaczepił i był sympatyczny. Polecił odwiedzić tereny na północy zachodniej Ukrainy, koło granicy z Białorusią, na wschód od granicy z Polską. Są tam jeziorka, bagnisty krajobraz. Podobno ładnie.
Żółkiew - miasto założone przez hetmana Stanisława Żółkiewskiego, podobno Jan III Sobieski tam bywał.
Janów - po przejechaniu przez Jaworowski Park Narodowy zobaczyliśmy Staw Janowski we mgle ;]
A tak przywitał nas następny poranek,
po czym kąpiel wzięliśmy w strumyczku.
Lwów - poraz 3 w tym miejscu i po raz 3 mi się podobało ;]
Pod Operą
Pod pomnikiem Mickiewicza
W jakimś ogródku z piwkiem i kwasem chlebowym
Pod czarną kamienicą
Inne fotki z rynku:
Z Lwowa udaliśmy się pociągiem do Władimira Wolińskiego, gdzie jeszcze o 11 wieczorem postanowiliśmy przekroczyć granicę z Polską w Zosinie. Jednak okazało się to nie takie łatwe.
Ukarińcy nas przepuścili, a nawet paszportów nie sprawdzali zbyt sumiennie. Niestety Polacy nie za bardzo chcieli nas z powrotem ;P Ponieważ nie jest to przejście dla pieszych, o 1 w nocy bylimy zmuszeniu pakować nasze rowery do ukraińskiego busa, który przewiózł nas przez granicę.